środa, 30 stycznia 2013

Rozdział VI


- Tu mieszkacie? No nie gadaj!- Wykrzyknęłam, gdy naszym oczom ukazała się dość sporych rozmiarów kamienna chatka z drewnianymi wykończeniami i kominkiem, który buchał dymem. Domek ogrodzony był niskim płotkiem, za którym rosły warzywa i drzewka owocowe, a wszędzie wokół pałętały się różnorakie zwierzęta. Doliczyłam się jakiegoś tuzina kotów, dwie kozy, owce, kilka psów, a kawałek dalej młodego siwka, który spokojnie skubał soczyście zieloną trawę okalającą posiadłość. Ledian od razu popędził w jego kierunku.
Całość wyglądała wręcz niemożliwie sielankowo. Aż miało się ochotę wejść do domku, zaparzyć sobie ciepłego rumianku i wraz z kocem i dobrą książką rozłożyć na sofie przed kominkiem, w otoczeniu tych wszystkich kotów i innych stworzeń. Zbliżyliśmy się do budynku. Dostrzegłam za czystymi szybami mnóstwo roślin. Były na parapetach, zwisały ze ścian i sufitu. Już się bałam, co zastanę wewnątrz. Może wielką muchołówkę albo mandragorę czy fermę kaktusów? No, no, to byłoby naprawdę ciekawe.
Dominik otworzył mi drzwi i puścił mnie przodem.
- Wchodź. Ulrich już pewnie czeka.
- Tsaaa. Tylko pamiętaj o obietnicy.- Mrugnęłam do niego ze śmiechem.
- Jasne!
Tak jak myślałam wystrój mnie zaskoczył. Aczkolwiek nigdzie nie dojrzałam kaktusów czy tej nieszczęsnej muchówki.
Staliśmy w małym przedsionku. Na hakach po prawej we wnęce wisiały płaszcze, czapki i szale, a na ziemi stało kilkanaście par butów. W tym kilka damskich, które zapewne należały do siostry Dominika. Po prawej w kącie był stojak na parasolki, wypełniony po brzegi, tak, że nawet palca byś nie wcisnął.
Ściany pomalowane były w odcienie jasnego błękitu i zieleni, co dawało poczucie spokoju i w jakiś dziwaczny sposób bezpieczeństwa.
Tak jak widziałam przez okna, wszędzie były jakieś rośliny, w doniczkach lub suszone. Nie byłam za dobra w ogrodnictwie, więc nie miałam zbyt wielkiego pojęcia na co patrzę, tak więc dla odwrócenia uwagi wzięłam głęboki wdech przez nos.
Poczułam mocną orzechową nutę drewna, skóry i soli. Po kolejnym wdechu zdałam sobie sprawę, że czuję też pieczonego kurczaka z młodymi ziemniaczkami posypanymi świeżym koperkiem prosto z ogródka. Pycha! Ej! Przechodzisz na dietę wegetariańską, już zapomniałaś?, upomniałam się w myślach.
-Mmm…- westchnął chłopak, który nadal stał za mną.- Chodź, moja siostra zrobiła obiad, będzie wyżerka- dodał klepiąc się po brzuchu i idąc wzdłuż korytarza. Nawet nie miałam zamiaru myśleć o jedzeniu.
Ale z drugiej strony, nic nie jadłam od śniadania…
-No idziesz, czy nie ?
-Idę, idę.- Ocknęłam się z własnych myśli i popędziłam za chłopakiem, rozglądając się po wszystkim z zaciekawieniem. Nawet w domu były zwierzęta. Nie żebym miała coś przeciwko. Zwłaszcza, że znaczną część tych zwierząt stanowiły koty.
-Dominiku! Wreszcie jesteś! Znalazłeś ją?- odezwał się jakiś głos, gdy weszliśmy-to znaczy Dominik wszedł, ja stałam za nim- do sporych rozmiarów kuchni w odcieniach beżu. Głos miał jakiś dziwny akcent. Chyba niemiecki, ale pewności mieć nie mogłam.
-Wątpisz w moje zdolności, Ulrichu?- Tak, akcent wyjaśnia imię.- Oczywiście, że znalazłem, oto Jagoda.- Przedstawił mnie i odsunął się od drzwi. Ja oczywiście spłonęłam szkarłatem, aż po same cebulki włosów.
-Em… Dzień dobry…- Wydukałam, nawet nie podnosząc wzroku. Boże! Musiałam wyglądać jak obraz nędzy i rozpaczy- gruba, potargana, czerwona. Po prostu czad.
-Witaj, dziecko.  Nie wstydź się. Chodź do środka.- Jego głos był tak uprzejmy, że podniosłam głowę i zrobiłam krok do przodu.
Mój speszony wzrok padł na starszego mężczyznę, który siedział na jednym z krzeseł przy kuchennym, drewnianym stole. Wyglądał na  jakieś pięćdziesiąt lat, ale figlarny błysk w orzechowych oczach znacznie go odmładzał. Ulrich miał siwiejące kasztanowe włosy i krótką brodę z wąsami, przez co trochę przypominał mi mojego tatę. Brakowało mu tylko okularów z grubym szkłem i drucianą oprawką. Twarz maga usiana była zmarszczkami. Ale nie takimi, które postarzają człowieka, tylko takimi, które dodają majestatu i respektu. Nie wiedzieć czemu, czułam przemożną potrzebę dygnięcia albo pokłonienia się tej osobie. Idiotycznie głupie, ale jakże prawdziwe. Powstrzymałam się jednak.
-Mam nadzieję, że nasz drogi Dominik, wyłożył ci całą sprawę po drodze, żebym ja nie musiał się z tym męczyć?
-Och, oczywiście, proszę pana.
-Jaki tam ze mnie pan. Mów mi po imieniu dobrze, Jagodo?
-Pewnie, Ulrichu.- Uśmiechnęłam się ulgą. Nie było tak źle.
-Widzisz? Mówiłem, że nikt cie nie zabije- wtrącił Dominik, a starszy czarodziej spojrzał na niego ze zdziwieniem. Poczułam, że zaraz znów się zaczerwienie, jednak chłopak uratował sytuację.- A gdzie Dominika?
-Poszła do ogródka po więcej koperku do ziemniaków.
W trakcie tej odpowiedzi do kuchni weszła dziewczyna. Stanęła w drzwiach naprzeciw nas i omiotła mnie wzrokiem.
Poczułam się nieswojo, ale starałam się stać wyprostowana.
Młoda kobieta, była drobna i niewysoka. Miała proste czarne włosy, które wyglądały równie niesamowicie, co włosy jej brata. Oczy też miała tak bezdennie czarne, jak on i właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że oni są bliźniakami.  Dziewczyna po chwili uśmiechneła się do mnie szeroko, ukazując zęby białe jak perełki i podbiegła mnie przytulić. Teraz to byłam totalnie zbita z pantałyku, ale oddałam uścisk i też się uśmiechnęłam.
- Więc ty jesteś tym smoczym jeźdźcem. Jagoda, tak? Ja jestem Dominika, siostra tego brzydala- wskazała głową na chłopaka, który z oburzeniem wydął wargi.
-Ja, brzydal? Jesteś moją bliźniaczką i jesteś równie paskudna co ja, głupku!
- Jeżeli cię to pociesza, to sobie tak wmawiaj. Nie mam nic przeciwko.
Wzruszyła ramionami i zaczęła siekać koperek, po czym posypała nim cztery porcję ziemniaków. Mmm…
W kuchni unosił się pyszny aromat kurczaka, przez co zgromadziło się tu mnóstwo psów i kotów, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi.
- Dzieci, spokój. Pokażcie się może w lepszym świetle przed Jagodą. Niech  wie, że nie czeka jej tu społeczny upadek.- Mag zaśmiał się i wskazał mi krzesło obok siebie. Posłusznie usiadłam, nasłuchując, czy aby mebel nie trzeszczy, bo to nigdy nie zwiastuje niczego dobrego.
- Społeczny upadek?- zdziwił się Dominik.
-Ależ Ulrichu…- zaczęła Dominika.
- My ją tylko…
-Totalnie zdemoralizujemy!- Wykrzyknęli oboje, stawiając przed nami talerze z parującą obiado-kolacją.
-I tego się właśnie obawiam- mruknął staruszek, ale zachichotał pod nosem.
                                                     ***
-Chyba mamy problem…- zaczęła czarnowłosa, gdy po skończonym obiedzie stała przy oknie , spoglądając na pasące się przed domem konie.
-Co takiego, siostrzyczko?
-Sam spójrz.
Dominika odsunęła się i podeszła do Ulricha szepcząc i gestykulując. Kilka razy rzuciła mi znaczące spojrzenie, a ja zaczęłam się denerwować. Już sama chciałam podejść do okna i zobaczyć co się dzieję, kiedy odezwał się stary mag.
- Dominiku, ukryj ją gdzieś, szybko!
Chłopak bez zbędnych uprzejmości popchnął mnie do salonu, a stamtąd do czegoś w rodzaju piwnicy. W każdym razie było tam naprawdę ciemno i nie pachniało tak przyjemnie jak w reszcie domu.
-Schodź szybko i bądź tak cicho, jak się da, okej?- szepnął gorączkowo, słysząc stukot kopyt, rżenie koni i wściekłe szczekanie psów, dochodzące z ganku.
Omal na spadłam ze schodów pchnięta przez chłopaka i szybko wpełzłam za jedną z wysokich szaf, wypełnionych po brzegi zakurzonymi tomiszczami, fiolkami pełnymi kolorowych płynów i słoikami, z różnym dziwacznym wypełnieniem. W jednym ze słoi pływała chyba para zielonych oczu…
Usłyszałam głosy dochodzące z salonu i jeszcze bardziej wcisnęłam się w ciemny kąt, chcąc wtopić się w ścianę. Nie wiem ile tak siedziałam, ale co najmniej z pół godziny minęło.
-Muuu!
Spod szafy wyskoczył nagle biały kot i z głuchym łoskotem wpadł na jedną z półek, zwalając całą jej zawartość na podłogę i robiąc paskudny rumor.
W tej chwili zaczęłam gorączkowo szukać drogi ucieczki, słysząc poruszenie na górze i podniesione głosy.
Drzwi otwarły się skrzypiąc i zalewając ciemne kąty jasnym światłem.

6 komentarzy:

  1. ŁOŁ!! To jest super!!! Koniecznie musisz napisać następny rozdział!!! Ciekawi mnie co się wydarzy!!

    Pozdrawiam serdecznie

    Miłośniczka zwierząt

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie najgorsze, powiedziałabym. Przynajmniej do tej pory, ciekawe, jak pociągniesz historię. Wprawdzie od początku pojawiły się drobne błędy, ale nie wpływają one na przekaz, a to najważniejsze. Merytorycznie całość raczej trzyma się kupy.
    Wybrałaś sobie dziedzinę należącą do moich ulubionych. To jednak oznacza, że i wymagania mam większe względem całości. Pozostawię to mimo wszystko do podsumowania na koniec opowiadania (mam nadzieję, że pisanie Ci się nie znudzi i dociągniesz do końca). Już teraz pewne aspekty Twojego tekstu wydają się znane, niejednokrotnie powtarzane w historii literatury i kina. Nie przekreślam jednak, czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. GreenVallis dzięki za miły(w każdym razie wedłiug mnie) komentarz ;)
    Co do błędów to wiem, że mogą się gdzieniegdzie pojawiać, gdyż mam ostatnio akiś paskudny brak koncentracji i nie mogę skupić na tym co piszę, w odpowiednim stopniu. Mam pomysł na historię, choć zakończenia jeszcze nie znam, więc sama nie wiem nawet czy główni bohaterowie przeżyją, a co dopiero jak potoczą się ich losy. Hmmmm.... Postaram sie zaskoczyć cię w następnych notkach, choć nie wiem, czy mi się to uda, ani kiedy sie one pojawią(rozdział 7 już jest tylko czeka na poprawki, wiec pewnie będzie już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic nieprzyjemnego na myśli nie miałam, więc cieszę się, że dobrze odebrałaś komentarz. :)
    Niewielkie błędy to norma, pojawiają się nawet w publikacjach wydawanych na szeroką skalę (dopatrzyłam się co najmniej kilku. :P). Oczywiście lepiej ich nie popełniać, ale póki merytorycznie wszystko się zgadza lub nie są to rażące pomyłki (jak "KÓRA") i nie pojawiają się zbyt często, wszystko gra.
    W fajny sposób kończysz rozdziały, zostawiasz nutę niepewności, przez co nie można się doczekać dalszego ciągu. "No i co, połamie się, jak zleci z tego drzewa czy jakoś się wywinie?" <- takie pytania rodzą się u czytelnika. Dzięki kończeniu danej części w przełomowym momencie lektura szybko się nie znudzi i będzie się wyczekiwało dalszego ciągu. Za to duży plus. No i tak, czuć lekkość, z jaką piszesz.
    Wymyślaj sobie dalej, to nawet lepsze od z góry założonego zakończenia. Ogranicza Cię tylko wyobraźnia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka :)
    Znalazłam Twój blog przez... szablon. Czasami, kiedy chcę znaleźć coś nowego do czytania poprostu przeglądam szablony fajnych szabloniarni i kiedy podoba mi się szablon zaglądam na bloga. Wiem, wiem. Metoda dziwna, a przecież dobry szablon wcale nie równa się dobre opowiadanie. Ale jak widać czasami to skutkuje :). No to teraz jeżeli chodzi o bloga: Tak jak inni już pisali, bardzo lekko, miło czyta się to opowiadanie i mam nadzieję, że tak samo się pisze. Oprócz kilku literówek nie znalazłam błędów, a monologi Jagody są świetne :D. Fajnie też, że akcja dzieje się w Polsce. Wielu bloggerów odeszło od polskich iminon itp. No ogólnie ładnie, pięknie i więcej nie przesładzam.
    Pozdro
    Melyonen :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję bardzo ;) Miło, że trafiłaś do mnie ^^ Właśnie wiem, że większość opowiadań dzieje się w Ameryce czy gdzie tam indziej, i bohaterowie to zawsze jakieś Jessici, Lucy i inne takie, a ja tam wole, nasze piękne polskie imiona :D
    Jutro chyba dodam kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń