piątek, 4 stycznia 2013

Rozdzial III



-Ciii, chyba się budzi! Hi, hi!
-No, będzie ubaw.
-Zamknijcie się, bo was usłyszy i wszystko pójdzie się rypać!
Szkoda, że w tamtej chwili nie zrozumiałam tego co powiedzieli. Ziewnęłam i rozciągnęłam ręce, rzucając chichrającym się znajomym spojrzenie spod byka.
- A wam co tak wesoło?- burknęłam, wstając.
Widziałam, że ledwo powstrzymują się od wybuchnięcia śmiechem.
-Czego?!
-No nic, kretynko!- wydarła się Daria.- Idź lepiej do wody, bo zaraz zacznie się robić zimno i nawet się nie wykąpiesz.
Mruknęłam coś pod nosem, ale na widok ich wstrętnych uśmieszków szybko postanowiłam wejść do morza. Nawet na nich nie patrząc zebrałam w sobie całą pewność siebie i zrzuciłam sukienkę. Mimo rady Darii bym ubrała się w jednoczęściowy strój, włożyłam czarne bikini w paski. Czarne wyszczupla, nie? Tsa, akurat.
Szybkim krokiem oddaliłam się od nich i przeszłam w kierunku wody.
Wszędzie wokół słyszałam śmiech. Nie wiem czemu, ale czułam, że ci ludzie śmieją się ze mnie. Skuliłam się w sobie i szybko zanurzyłam się po pas. Mogłabym udawać, że nic się nie dzieje i że to wcale nie chodzi o mnie, gdyby nie pewna mała dziewczynka.
-Przepraszam…
-Tak?
Za mną stało dziecko w różowym, falbaniastym stroju i ciemnymi włoskami posklejanymi wodą i piaskiem.
-Czy tu są wieloryby?- Coś ścisnęło mnie za gardło, ale zmusiłam się do uśmiechu.
-Raczej nie, a przynajmniej tak mi się wydaje.
-To dlaczego ma pani napisane na plecach ,Uwaga wieloryb‘ ?
Zmroziło mnie. To dlatego było im tak wesoło.
Żeby własna siostra zrobiła mi coś takiego? Ale czego ja się mogłam po niej spodziewać? Że w końcu wydoroślała i zrozumiała, że jest wstrętną wiedźmą? Ależ ja jestem naiwna!
Ci wszyscy ludzie naprawdę śmieli się ze mnie. Poczułam łzy w oczach
Dziewczynka się ulotniła, a ja miałam ochotę utopić się. Tu i teraz.
Wybiegłam na brzeg w kierunku tej podłej szajki, która teraz śmiała się w głos, widząc, że do nich idę. Słone krople już leciały mi po twarzy i nie miało to nic wspólnego z upałem.
-Jaga! Ale masz świetne fotki! Jeszcze dzisiaj wstawimy je na fejsbuka, a jutro będziesz gwiazdą Internetu! Podziękuj siostrze, to ona wpadła na tak genialny plan!- krzyknął w moim kierunku chłopak z aparatem.
Zawrzało we mnie. Wszystko, co tłumiłam w sobie przez te wszystkie lata bycia pomiataną, teraz znalazło ujście.
- Ty wstrętna, wiedźmowata dziwko!!!- wydarła się, płacząc. Daria uśmiechała się złośliwie, ale oczy miała nieco wystraszone.- Jak mogłaś?! No jak? Przez cale życie nic ci nie zrobiłam, więc czemu jesteś dla mnie taka podła?! Ty i ta twoja zgraja pustaków!- widziałam na ich twarzach oburzenie i chęć odwetu, jednak mój donośny głos, nie mógł zostać teraz zagłuszony.-Jesteś najgorszą osobą jaką znam. Przy tobie sam diabeł wydaje się nikim! Dlaczego mi to robisz?! Za co? Pytam się: za co?!- Nie wiedziała co odpowiedzieć.- Byłam dla ciebie dobra i miła. Zawsze ci pomagałam, a ty tak mi się odpłacasz? Żałuje, że w ogóle się urodziłaś. Nienawidzę cię- wyszeptałam, rzewnie płacząc. Porwałam sukienkę z ziemi i nie dając jej czasu na odpowiedź uciekłam. Nie chciałam oglądać ich perfidnych, zadowolonych uśmieszków.
 Biegłam szybciej, niż mogłabym oto siebie podejrzewać. Słyszałam, że siostra mnie woła, ale nie miałam zamiaru jej słuchać. Zwalniając do truchtu zarzuciłam na siebie sukienkę. Daria jeszcze nigdy tam mnie nie ośmieszyła. Owszem zdarzało się, że robiła to przed klasą, ale żeby przy całej plaży pełnej ludzi? Tego jej nigdy nie wybaczę. Jak ja teraz z domu wyjdę? A do szkoły? Nawet nie chce o tym myśleć.
Przebiegłam duży kawał drogi, ale zostało mi jeszcze trochę. Zmierzałam do lasu. Zawsze lubiłam przyrodę, a pół kilometra od naszego domu rósł piękny i wiekowy buk na którym uwielbiałam przesiadywać po takich akcjach. Znalazłam go, gdy Daria pierwszy raz zrobiła mi kawał i od tamtego czasu wciąż tam chodzę.
W końcu dotarłam. Wspięłam się po gałęziach na swoje ulubione miejsce i ułożyłam wygodnie. W gruncie rzeczy nie byłam taka gruba. No dobrze, miałam te kilka kilo nadwagi, ale nie ważyłam stu ton, tylko ledwie niecałe siedemdziesiąt osiem kilogramów. To niedużo, prawda? Eh, co ja się oszukuję.
Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać. Miły wiaterek ciągał mnie za włosy, a lipcowe słońce grzało przyjemnie w twarz. Przez chwilę zawiało mocniej. Spojrzałam w koronę drzewa i zamrugałam. Kilka centymetrów od mojej twarzy zawisła czerwona wstęga. Uważacie, że to zły omen? Krwiste wstęgi wyskakujące, jak Filip z konopi wprost na twoją twarz, z pewnością nie zwiastują niczego dobrego, ale w tamtej chwili jakoś zupełnie się nad tym nie zastanowiłam. Pociągnęłam materiał, ale to, co było na jego końcu, widocznie się zaklinowało. Podniosłam się chwiejnie, opierając na pniu. Byłam jakieś dwa metry nad ziemią, ale się nie bałam.
Powoli, ostrożnie stawiając kroki zaczęłam wspinać się wyżej. Całe szczęście, że gałęzie były naprawdę grube, więc nie musiałam się bać, że się pode mną zarwą.
-No dalej, jak wysoko ty tkwisz co?- wyspałam. Zziajałam się, a końca jedwabiu nie było widać ani trochę. Po kiego grzyba ja w ogóle tak ryzykuję?! Eh, za późno. Skoro mogłam wejść tutaj, to dam rade zdjąć to coś.
Mimo wszystko sapałam jak pies ze zmęczenia. Już zapomniałam o incydencie  na plaży, całkowicie pochłonięta znaleziskiem.
Wreszcie udało mi się dotrzeć na miejsce.
-Cóż za efektowny… Latawiec?
Ale czego ja się, kurde, spodziewałam? Smoka? Skarbu?  Johny’ego Deppa?
No cóż, ten pierwszy to właściwie był. Na latawcu znaczy się.
Mimo iż ten był biały, tak samo jak wyrysowany na nim smok, to i tak mogłam dostrzec błękitne kontury malunku.
Stworzenie miało niebiesko lśniące łuski, cztery szponiaste łapy, wydłużony, masywny tułów i parę pięknych rozłożystych skrzydeł, które mieniły się, jak obsypane brokatem.
-Śliczny…- przeciągnęłam palcem po wzorze wyrysowanym na tułowiu, od ogona do głowy, osadzonej na smukłej szyi. W pewnej chwili wydawało mi się, że oczy smoka rozbłysły szkarłatem, ale uznałam, że to wina tego upiornego słońca. W tej chwili zdałam sobie sprawę z faktu, że stoję dobre sześć metrów nad ziemią i niczego się nie trzymam.
Odczepiłam latawiec od gałęzi, na której się trzymał i zaczęłam powoli schodzić w dół. Nagle jedna z gałęzi obsunęła się z pod mojej stopy. Straciłam oparcie i z krzykiem poleciałam do tyłu.

3 komentarze:

  1. Johny’ego Deppa:) Jego też się nie spodziewałam u nas w łazience, a jednak:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, moment niepewności.. czy tam jest Johny? Czy udało mu się wydostać z kibla? Czy wisi na lataw(I)c(Y)u?? :D:D Chyba najśmieszniejszy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. hahah swietnie to napisałaś, śmiesznie, z dystansem, ale nie przesadzone ! doskonale !

    zapraszam do mnie nieprzepowiedziane w Harrym Potterze ;p

    OdpowiedzUsuń