czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział V


Dominikowi usta się wręcz nie zamykały. Ciągle mi o czymś opowiadał. A to o swoim dzieciństwie, a to o jakichś zabawnych sytuacjach. Czułam się, jakbym właśnie znalazła swoje miejsce i z uśmiechem słuchałam jego wywodów. Aż wstyd się przyznać, ale ciągle rzucałam mu ukradkowe spojrzenia. Jego twarz w świetle przebijającym się przez gęste korony drzew, była niezwykle pociągają. Co rusz musiałam się ganić za takie myślenie. W końcu postanowiłam poruszyć mało wygodny temat.
- Opowiesz mi o tym wszystkim? Wiesz… O tych całych jeźdźcach i dlaczego uważacie, że ja jestem jednym z nich?- zaczęłam nieśmiało.
-Oh, jasne, czemu nie.- wzruszył ramionami i znów się do mnie uśmiechnął.- Ulrich miał wizję. Widział w niej młodego smoka, który powiedział, że czeka na swojego jeźdźca. Dal nam kilka wskazówek o kogo może chodzić, a gdy wizja się skończyła, pojawił się ten oto latawiec, który miał nas do ciebie zaprowadzić- wskazał na moją rękę, w której trzymałam owe cudo.- Wiedzieliśmy, że jesteś gdzieś tutaj w okolicach morza i znaliśmy też twój wygląd. Smoki, co do wyboru jeźdźców nigdy się nie mylą. Choć trzeba przyznać, że na wieść o wizji Ulricha wszyscy byliśmy oniemieli.
-Dlaczego?- wtrąciłam. Czulam się głupio, bo wciąż nie mialam pewności czy chłopak nie wciska mi jakiegoś kitu, ale co mi szkodzi posłuchać? Poza tym, on ma taki piękny głos… Nie, wróć! Ja tego nie mówiłam.
- Ponieważ Volfrang już wieki temu uwięził wszystkie smoki i nikt nie wie gdzie je przetrzymuje. Nie mieliśmy pojęcia, że jakiś smok zdołal uciec, a skoro wybrał sobie ciebie, to oznacza, że ty jesteś tą, która ma uwolnić te gady, a co za tym idzie cały magiczny świat, którym rządzi właśnie Volfrang. Jesteś jedynym smoczym jeźdźcem na swiecie wiesz?
- Jak to, jedynym? A ty kim jesteś w takim razie?
-Magiem. Nie dostąpiłem zaszczytu bycia jeźdźcem, ale magowie też mają fajnie. Jakie są twoje ulubione kwiaty?- zapytał ni stąd ni zowąd
-Chryzantemy, a czemu?
Nie odpowiedział tylko wyciągnął rękę przed siebie i nagle z ziemi pod naszymi stopami zaczęly wyrastać żółte kwiaty i utworzyły złocisty krąg wokół nas.
-Wow…- z wrażenia odebralo mi mowę. Dominik wyglądał na zadowolonego z siebie i dumny napuszył się jak paw.
Szturchnęłam go w ramie.- Nie szpanuj tak!
-Ha! Jesteś zazdrosna, bo ty tak nie potrafisz.- wygłosił i chryzantemy zniknęły, a my ruszyliśmy dalej.
- Pogadamy, jak dostanę swojego smoka- zaczęłam się śmiać, To brzmiało tak niedorzecznie. Mimo to, wierzyłam mu. Już dwa razy zrobil coś, czego zwykły człowiek by nie dokonał. Najpierw zatrzymał mnie spojrzeniem, a teraz jeszcze te kwiaty. Coś niesamowitego! A może ja snię? Jeśli tak, to nie chcę się obudzić, nigdy.
Dominik założył ręce na kark i zamknął oczy.
- Zobaczysz, spodoba ci się w królestwie.  Jest piękne, a przynajmniej ta część w której my mieszkamy.
-Co? Czemu tylko częśc?- zdziwiłam się.
-Bo Volfranga nie można uznać za dobrego króla. Nie potrafi dbać o kraj i jego mieszkańców, przez co ciagle są jakieś scysje między nimi. Dlatego właśnie, musisz zabić tego tyrana.
- Czekaj, co?! Jak to: zabić?! Człowieku, ja nawet komarów nie chce zabijać, a co dopiero innych ludzi!- zbulwersowałam się.
-Volfrang nie jest człowiekiem- to wilkołak.
-Naprawdę?
-Co taka zdziwiona? Skoro mogą istnieć smoki, to dlaczego wilkołaki nie?- wzruszyl znów ramionami i włożyl ręce do kieszeni.- Jest mnóstwo plemion, które mają tak mało wspólnego z człowiekiem, że zwykli ludzie nie mogą ich nawet zobaczyć. Przykładem są elfy, fauny, czy nimfy. One mają zbyt wiele wspólnego z przyrodą by zaliczać ich do rodziny ludzkiej. Magowie to jednak ludzie. Ja kiedyś też byłem taki jak ty- zagubiony i nierozumiejący  tego, co się dzieję. Dwa lata temu, nie miałem pojecia o istnieniu innego świata. Dopóki mnie i mojej siostry nie odnalazł Ulrich i nie powiedział nam, że mamy w sobie Moc, która daje nam potencjał do zostania magami. Też mu nie uwierzyliśmy, a teraz razem mieszkamy u niego i uczymy się czarów.
-Oh, musiało wam być trudno- zasmucilam się.- Ej, masz siostrę? Czemu nic nie mówiłeś? Jaka jest? Polubi mnie?- zestresowałam się. A co jak będzie się ze mnie śmiać?
-Ależ mówiłem… Widać jak mnie słuchałaś- zauważył- I czemu miałby cię nie lubić? Jesteś miła i nie rozumiem czemu ci ludzie na plaży, zrobili co cos takiego.-skrzywił się, a mnie znów zrobiło się smutno.
-To nic wielkiego, jestem przyzwyczajona- powiedziałam obojętnie, choć tak naprawdę serce wciąż mnie bolało.- A jak to jest z tymi całymi wilkołakami?- zaciekawiłam się. Dominik zaśmial się głośno słysząc mój podekscytowany ton.
- Wilki, jak zapewne wiesz, lączą się w watahy, którym przewodzi samiec i samica alfa. Z wilkołakami jest podobnie. Większą część czasu są w ludzkiej postaci, choć mogą się zmieniać kiedy tylko chcą.. Jednak taka przemina jest dla nich strasznie bolesna, a i dla środowiska, tez nie wyglada przyjemnie. To całe rozrywanie mięsni wydłużanie kości… Coś potwornego. Dlatego starają się unikać przemian. Wyjątkiem jest pełnia. Wtedy stają się wilkami na cały dzień i nie mogą przed tym uciec, bo taka jest ich natura. Nie mogą nic z tym zrobić, ale im się to podoba. W te jedną noc wszystkie wilki z watahy urządzają sobie takie rodzinne polowanie, coś w rodzaju pikniku, tylko, że z żywym jedzeniem.- Skrzywiłam się z niesmakiem. Właśnie miałam wyrazić swoje zdanie na ten temat, kiedy potknęłam się o wystający korzeń i straciłam równowagę.
-Hej! Nic ci nie jest?- Dominik szybko podszedł i pomógl mi wstać.
-Chyba nie…- zaczęłam, ale zaraz jęknęłam. Kolano piekło mnie niemiłosiernie. Wyciągnęlam do niego rękę i ze zdziwieniem zauwyżayłam, że pokryła się lepką krwią.
- Ty krwawisz!
- Dzięki, Sherlocku, nie zauważyłam- sarknęłam i zaczęłam rozglądać się za czymś, co mogłabym przyłożyć do rany. Wiem jestem dziwna. Szukam apteki w śrosku lasu? I co jeszcze? Może fryzjer i pizzeria?
-Usiądź, zaraz ci to opatrzę. To była jedna z pierwszych lekcji magii.- Uśmiechnął się pocieszająco. Posłusznie przyklapłam na miękkim mchu, a chłopak klęknąl obok mojej nogi.
Jego ręka zawisla nad moim krwawiącym kolanem. Zamknął oczy i zaczął mamrotać coś pod nosem. Poczułam przyjemne ciepło na skórze i przebiegły mnie ciarki. Był teraz tak blisko, że mogłam zobaczyć granatowe refleksy w jego ciemnych wlosach. Przez chwilę ból w nodze nasilił się, a potem całkiem zniknął. Rana zakrzepła i krew przestała płynąć. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
-Nadal twierdzisz, że nie jesteś zazdrosna? Jeźdzcy tak nie potrafią.
-Phi! Lepiej się pilnuj, koleżko, bo te twoje marne sztuczki nie dadzą rady mnie i mojemu smokowi!- wstałam z bojowym okrzykiem i ze śmiechem pobiegłam dalej, a Dominik popędził za mną. Nagle wpadłam na coś dużego i ciepłego. Upadłam na tyłek, co, zważając na moją wagę, nie było zbyt bolesne.
Pochylał się nade mną koń. Czarny, z długą grzywą i błyszczącymi oczyma. Dmuchnął mi w twarz i zaczął skubać włosy. Z logicznego punktu widzenia powinnam była się zdziwić, ale po tym co się dziś wydarzyło, nic nie ma prawa mnie już zaskoczyć. Chociaż…
-Jaga? Co się…
Szybko wstałam i podeszłam do Dominika, nie spuszczając wzroku z konia.
-Jak by to powiedziała moja mama: gdy coś jest wielkie, włochate i podejrzanie wygląda, to odwróć się powoli i uciekaj gdzie pieprz rośnie.
-Twoja mama musi być bardzo mądra- zarżał koń.

 -Koń mówi? Jak koń mówi? Nie no, niech mnie ktos kopnie, bo nie uwierze.- wydukałam.- Ała! To był sarkazm, idioto!- krzyknęłam, kiedy chłopak ze śmiechem uderzył mnie w piszczel. 
-Wybacz, ale twoja mina była bezcenna- wyszczerzył się.- Ledian nie jest zwykłym koniem. Jest jednym z podopiecznych Ulricha. Mówiłem ci przecież, jak on kocha zwierzęta, i że pomaga tym, które służyły jako króliki doświadczalne magom i ucierpiały na tym. Led był wykorzystywany w ten sposób, ale udało mu się wymknąć i trafił do nas. Połączono na nim kilka zaklęć, które w połączeniu sprawiły, że zaczął mówić i myśleć jak człowiek.
-Wariactwo.- Rzuciłam, kiedy koń zaczął skubać trawę, ale ciągle strzygł uszami na znak, że nas słucha.
-Masz rację, wariactwo. A teraz wsiadaj na konika i jedziemy do wioski!- zakrzyknął wesoło.
-Zwariowałeś? Mam lęk wysokości!
- Przecież Ledian nie jest wysoki…
- Ale ja się boje koni.- przyznalam ze wstydem. Kiedyś, jak byłam mała, to rodzice zapisali mnie do szkółki jeździeckiej. Raz jadąc, koń stanął dęba i spadłam łamiąc sobie rękę. Od tamtego czasu nie podchodzę do tych zwierząt na bliżej niż metr.
-No przestań. Czego tu się bać? Podejdź Led.- Koń posłusznie podszedł i dmuchnął mi w twarz.
-Własnie mała, nie musisz się lękać. Jestem dżentelmenem i przy mnie nic ci nie grozi.
-Dobrze wiedzieć, ale to, że do mnie mówisz wprawia mnie w zakłopotanie. Mógłbyś choć poudawać normalnego konia?
Panicznie balam się wsiąść na niego. 
-Jeśli przestaniesz się bać.
-A co jak spadne? Albo, co gorsza, połamie ci konia? Zauważ, że do modelki to mi daleko.- zwróciłam się do Dominika.
-Tym się nie przejmuj, da sobie radę. To jak, zrobisz to dla mnie? Chyba, że wolisz iść piechotą, a droga daleka.-postraszył.
-No…- spojrzałam z powątpiewaniem na zwierzę, które zachęcająco prychnęło. Poddałam się z westchnieniem- Dobra. Ale za wszelkie szkody nie odpowiadam.
-To wskakuj!

1 komentarz:

  1. U mnie 12 rozdział! Zapraszam! :D

    http://harrymione-diary.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń