czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział VIII


Obudziło mnie pianie koguta na podwórzu. Zdziwiło mnie to, bo przecież nie mamy kur. Zreflektowałam się w chwili, gdy nad moją głową zawisła czyjaś uśmiechnięta twarzyczka.
- I jak się spało?
- Czy ja wiem…- mruknęłam, wciąż jeszcze czując się ospała i niezdolna do życia. Kawy! Potrzebuję kawy! Jestem jak uzależnione zombie.  Jeśli z rana nie wleję w siebie pół litra kofeiny, to będę zmuszona do zjedzenia czyjegoś mózgu, żeby móc normalnie funkcjonować.
- Oj, chyba się biedactwo nie wyspało, co?- zaśmiała się ciepło.- Nie martw się, pierwsze noce na ogół bywają trudne.
-Pewnie racja.- potaknęłam bez przekonania.- Macie może kawę? A najlepiej to cały dzban?- czułam się jak narkoman na głodzie. Okropność. Chyba czas zacząć walkę z nałogiem.
- Zwariowałaś? Tylko herbata. Ale za to ta z krokusa, stawia na nogi lepiej niż kofeina. Chcesz, to mogę ci zaparzyć.- zaproponowała. Zauważyłam, że ona mimo tak wczesnej pory, były już w pełni ubrana i odświeżona, i wyglądała jak chodząca reklama pasty do zębów.
-Może być- rozeźlona brakiem mojego narkotyku wbiłam twarz w poduszkę i warknęłam. Nie dane mi było jednak złościć się długo, bo Dominika brutalnie zerwała ze mnie kołdrę.
- Wykaż trochę alternatywy Jagódko, nie bądź takim leniem, jak mój irytująco uroczy braciszek i wstań.
Miałam ochotę ją uderzyć, ale zważając na to, że byłam u nich gościem, opanowałam się.  Z jękiem protestu wstałam na równe nogi.
- No nie obraź się, ale przydałaby ci się solidna porcja ćwiczeń.- zauważyła z przekąsem.
-Chyba się jednak obrażę. Foch z przytupem!- I odwróciłam się w kierunku łazienki. Tak naprawdę wiedziałam, ze dziewczyna ma rację, ale nigdy nie miałam odpowiedniej motywacji, żeby schudnąć, ale może teraz to się zmieni…
-Ja żartowałam!
Rzuciłam jej znaczące spojrzenie.
-No dobra, nie do końca był to żart, ale według mnie wyglądasz prawie jak modelka!- zapewniła żarliwie.
- To miłe, ale modelki wyglądają raczej jak anorektyczki, a nie kawał szynki prosto od rzeźnika.-Zgasiłam ją.
-Hej! A znasz jakiegoś faceta, który nie lubiłby szynki?
-Mocny argument- pokiwałam z uznaniem głową, po czym obie wybuchnęłyśmy nie kontrolowanym śmiechem, który obudził wciąż śpiącego chłopaka.
-Czego się tak drzecie, głupie baby? Ja tu próbuję spać- wymruczał sennie, a wyraz twarzy jego siostry świadczył, że jest gotowa do kontrataku.
-Czy. Ty. Mnie. Nazwałeś. Głupią?- wysyczała przez zaciśnięte zęby, ręce zakładając na biodrach. Zauważyłam, że bardzo lubi tę pozę. Dominik leniwie otworzył jedno oko i uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie. Ja stwierdziłem fakt.- Wzruszył ramionami, a Domi porwała wielką i okrutnie twardą poduszkę z kanapy na której spałam i zaczęła naparzać nią brata. Miałam niesamowity ubaw widząc ich razem szamocących się w pościeli i tłukących tak, jak tylko rodzeństwo potrafi.
-Lepiej byś wstał, debilu, a nie walisz głupa.- Odezwała się do niego, po raz tysięczny rzucając mu poduszką w twarz.
-Walić, to ja mogę, ale co innego, kochana.- Zaśmiał się, a jego siostra skrzywiła twarz z oburzeniem.
-Jesteś obrzydliwy, wiesz? Dziewczynę byś sobie znalazł, a nie nadwyrężasz biedną rękę.
- Hmmm… Kto wie?- rzucił mi znaczące spojrzenie, a ja spłonęłam rumieńcem. Zwłaszcza gdy zdałam sobie sprawę, że jestem ubrana w koszulkę, którą dostałam od Dominiki. Oczywiście w pierwotnym stanie, ubranie było na mnie jakieś pięć rozmiarów za małe, więc dziewczyna zaklęciem powiększyła je i dała mi do założenia.
Jednak nawet teraz bluzka nie zakrywała więcej niż było absolutnie konieczne i postanowiłam szybko schować się za bezpiecznymi drzwiami łazienki. Z pokoju jeszcze przez chwilę dochodziły mnie dźwięki przepychanek, ale potem się uspokoiło i mogłam bez obawy zająć się sobą.
Bez pośpiechu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było spore i wyłożone kafelkami w kolorowe rybki. Cała ściana z lewej pokryta lustrzaną taflą, doprowadzała mnie do histerii  Nie lubię luster. Moje odbicie wygląda, jakby wręcz ze mnie kpiło. Spojrzałam na swoje plecy, gdzie jeszcze wczoraj czarnym markerem było napisane ,Uwaga wieloryb’. Dziś skóra była czysta, jednak wciąż czułam ciężar liter i słyszałam szyderczy śmiech. Ukradkiem otarłam łzę z kącika oka. Wiedziałam, że nie ma sensu się przejmować, więc odwróciłam się w kierunku przestronnej wanny, wbudowanej w podłogę i odkręciłam kurki. Gorącym strumieniem popłynęła woda i buchnęła mi parą w twarz. Z małym uśmiechem zaczekałam chwilę, a potem z błogim westchnieniem zanużyłam się w lekko wrzącej cieczy.
-Ach jak mi dobrze, ach jak przyjemnie…- mruknęłam, gdy woda utuliła mnie po same uszy. Oparłam głowę o zimne kafelki i wylegiwałam się dobre pół godziny, dopóki nie zrobiło się chłodno.
Wyszłam z wanny otulając się różowym, puchatym ręcznikiem, który wisiał na haczyku obok komódki. Nucąc pod nosem bliżej nieokreślony kawałek, przejrzałam się w lustrze i wrzasnęłam.
-A pukać to cie nie nauczyli?!
Szczelniej otuliłam się tam gdzie było trzeba i oburzona spojrzałam na nieproszonego gościa.
-Pukałem, moja droga, przez bite pięć minut, a ty ani słowem się nie odezwałaś, więc pomyślałem, że może się utopiłaś albo poślizgnęłaś na kafelkach i potrzebujesz teraz jakiegoś bohatera, który mógłby wyciągnąć cię z opresji, i oto jestem.- Wyjaśnił dość logicznie, zważając na to, że wydawał się nieprzyzwoicie speszony. Jego słodka minka jednak mnie nie przekonała i postanowiłam, że chcąc nie chcąc, muszę go ochrzanić, bo tego wymaga ode mnie moja duma.
-Czy ty, bezmózga istota, wiesz co mogło się tutaj wyprawiać?- zapytałam spokojnie i nie czekając na odpowiedź, kontynuowałam- mogłam stać naga, lub, co gorsza, mogła najść mnie niespodziewana ochota, by pobawić się w striptizerkę i co wtedy?- skończyłam z wyrafinowaniem, choć naprawdę miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Taki wstyd! ON widzi MNIE w samym ręczniku! Nawet nie chcę wyobrażać sobie, jak muszę według niego wyglądać. Mimo to, w głowie zobaczyłam wielką polędwicę z moją twarzą, która opływa w tłuszcz. Super. Jestem wielką, zakompleksioną, w dodatku nierozgarniętą, polędwicą!
-Dla mnie bomba.
-No właśnie… Co?!- zdziwiłam się, a moje usta utworzyły idealne ,o’.
-Chętnie bym to zobaczył, ale to może później, bo teraz musisz ustąpić łazienki starszym i iść do mojej siostry obgadać jakieś babskie sprawy.- Mrugnął do mnie i bezceremonialnie, jakby nic się nie wydarzyło, wypchnął mnie z łazienki.
-O, jednak żyjesz? Mówiłam, że nic ci nie jest, ale ten przygłup uparł się, że trzeba cię ratować. Faceci- ostentacyjnie przewróciła oczami i uśmiechnęła się.- To co? Dzisiaj na zakupy, nie?
-A czy nie mogłabym zwyczajnie pójść do domu? Tam mam caaałą szafę pełną ubrań- zauważyłam, z rozmachem rozkładając ręce, by pokazać ogrom mojej szafy.
-Z teoretycznego punktu widzenia- owszem, mogłabyś, ale co to byłaby za przyjemność?
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł…
-No weź, nie daj się prosić.- Spojrzała na mnie wielkimi oczami, przez co przypominała mi nieśmiałego jelonka.- Poza tym, czy ty wiesz jak tu jest nudno? Od dawna nie byłam w mieście, mnie też się należy trochę rozrywki nie uważasz?
-A ja sądziłam, że lubisz botanikę.
-Oj, no bo lubię, ale ile można chwasty wyrywać? Też mam swoje potrzeby, w końcu jestem dziewczyną i jeśli nie dostanę nowej pary butów przynajmniej raz w miesiącu to zaczynam wariować, więc zlituj się nad biednym człowiekiem i ubieraj to.
Rzuciła mi prosto w twarz stertę kolorowych szmat.
-No ty sobie chyba żartujesz- parsknęłam oburzona.
-Cóż… zawsze możesz chodzić w tym ręczniku albo nago. A odniosłam wrażenie, że mój brat nie miałby nic przeciwko.- Uśmiechnęła się figlarnie, a ja spłonęłam rumieńcem. Przez chwilę po prostu się w nią wpatrywałam.
-Na co czekasz?
-Aż się odwrócisz.
Dominika pacnęła się w czoło i wyszła na moment z pokoju. W ekspresowym tempie wciągnęłam ciuchy, które okazały się żółtą koszulką z  rękawem trzy czwarte w zielone i niebieskie pasy, czerwoną spódniczką przed kolano z mocno rozkloszowanym dołem i czarnymi zakolanówkami w duże, białe grochy. Ekstra. Dajcie mi jeszcze koszyk, wstążki we włosy, i Kraino Oz, przybywam!
-Mogę wejść?
-Jeśli życie ci niemiłe, to jasne, proszę.- Powiedziałam wesołym tonem.
Dominika nieśmiało włożyła głowę do środka i rzuciła na mnie okiem, po czym zapowietrzyła się gwałtownie.
-Powiedz choćby słowo, a zginiesz- zagroziłam.
Ta nie odezwała się, ale za to zaniosła się śmiechem tak głośnym, że aż kury na podwórzu się spłoszyły.
-Co wam tak wesoło?- Dominik z zaciekawieniem opuścił łazienkę, wycierając włosy, z których wciąż kapała woda. Był już ubrany w niebieską, kraciastą koszulę i sprane jeansy. Zmierzył mnie od stóp do głów i sam zaczął rechotać jak żaba.
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale mimo wszystko też się zaśmiałam.
-Wyglądam jak bombka choinkowa. W przenośni i dosłownie.- Stwierdziłam, kręcąc głową.
-Taką bombkę chętnie powiesiłbym na swojej choince- Dominik mrugnął do mnie zawadiacko, a ja spłonęłam rumieńcem, czując, że moje serce boleśnie rozbija się o żebra. Czyżby to coś miało znaczyć? Szkoda, że jestem u niego bez szans, zasmuciłam się.
-My idziemy dzisiaj do wioski, dasz sobie radę braciszku, prawda?
-Tak mamusiu, sądzę, że jestem już wystarczająco dużym chłopcem, by zostać sam w domu.
- Nie byłabym taka pewna, ale trudno.
- A gdzie jest Ulrich?- spytałam.
-Poszedł do pracy. Wiesz, tu u nas też trzeba zarobić na jedzenie i inne rzeczy. A po za tym, chodź już, chcę na zakupy!- Domi z entuzjazmem pięciolatki złapała mnie za rękę i wyciągnęła do przedsionka, gdzie we wnęce wisiały ubrania.
Zdziwiłam się, gdy zaczęła przesuwać zimowe kurtki, jakby czegoś szukała. Przecież na dworze było dobre dwadzieścia stopni.
W końcu dziewczyna przekopała się przez stertę ciuchów do kamiennej ściany. Z tylnej kieszeni swojej spódniczki wyciągnęła coś małego i puknęła tym trzy razy w jedną z cegieł, a potem wyrysowała na niej kształt pentagramu. W skupieniu patrzyłam na to co robiła.
Gdy na ścianie zawisła niewidzialna gwiazda kamienie zaczęły się rozstępować ukazując przejście.
-Ja tam nie wejdę.-Zastrzegłam od razu, widząc ciemność i pajęczyny wiszące pod sufitem.
-No co ty? Chłop czy baba jesteś?
Uniosłam brew do góry.
-Chcesz sprawdzić?
-To zostawię mojemu bratu, a teraz nie tchórz. Nic takiego tam nie ma. No z wyjątkiem jednego czy dwóch cieni.- Wzruszyła ramionami, a ja otworzyłam oczy przerażona.
-Czego?!
-Daj spokój, żartuję.- Po czym weszła w ciemność, a ja, niepewna o swoje życie, podążyłam za nią.
Dominika mruknęła pod nosem coś, co brzmiało jak ,luxo’* i pochodnie na ścianach rozbłysły ogniem..
-Wow!- mój cichy szept przerodził się głośne echo odbijane od zimnych, kamiennych ścian.
-Wiem.
Dziewczyna na moment odwróciła się i posłała mi uśmiech.
Przeszłyśmy kawałek, cicho rozmawiając. Podczas krótkiego spaceru dostałam strasznej gęsiej skórki i wciąż miałam wrażenie, że ktoś(lub co gorsza- coś) się we mnie wpatruje.
-Możemy już stąd wyjść? Tu jest… strasznie- wyszeptałam, chcąc być jak najciszej, bo bałam się, że zaraz coś wyskoczy na mnie z ciemności, chwyci w szponiaste pazury i wypruje mi flaki. Wyobraźnio! Nienawidzę cię!
-Jeszcze tylko…- reszta zdania została zagłuszona przez gardłowe warczenie. Tak jak w mojej głowie z ostępów mroku wyłoniły się najpierw szpony, czarne i długie, a zaraz potem wielkie cielsko o popielatej barwie w ciemniejsze cętki. Stwór był wysoki, miał szerokie bary i zwężony tył, na którego końcu bujał się ogon, który był-dosłownie!- kośćmi. Z szeroko rozwartej paszczy sterczały pożółkłe kły, a oczy lśniły niezdrowym blaskiem w świetle pochodni. Ogólnie całe stworzenie wyglądało jak hybryda psa z hieną i w żadnym wypadku nie miałam zamiaru poznawać go bliżej, bo nie wyglądał na chętnego do zabawy.
Zasłonił cielskiem cały korytarz i mruknął.
-Nie warcz na mnie, Rido, bo cię więcej nie odwiedzę.
Szczęka opadła mi dosłownie do samej ziemi, gdy zobaczyłam jak Dominika z szerokim uśmiechem podchodzi do tej oślinionej bestii i z czułością drapie ją za uchem. Mój świat stanął na głowie, ale chociaż będę żyć.
Rido zamachał kościstym ogonem długości całej mojej ręki i potulnie jak baranek usiadł na podłogę. W kącie kawałek dalej dostrzegłam legowisko z siana i strzępków materiałów. A to dobre! Ten straszny stwór, który wygląda tak, że sam Frankenstein by się nie powstydził, jest kanapowym pieszczochem? Wciąż kręcąc głową zdziwiona, patrzyłam jak Domi bawi się z tym czymś, jakby był jej ulubionym pieskiem.
Mimo oporów też podeszłam, ale Rido na mój widok zerwał się na równe łapy i zaczął stawiać pierwsze kroki w moją stronę, a ja szykowałam się do panicznej ucieczki z krzykiem, jak najdalej stąd.
__________________________________
* Lox łac. światło
  No i mamy kolejny rozdział, dedykowany Melyonen ^^ Zmotywowałam się specjalnie dla ciebie, a w mojej głowie rodzi się moc pomysłów na dalsze  przygody Jagody :D Kolejny rozdział już w trakcie pisania, więc jeśli nie dowalą nam nauką, a ja dostanę zastrzyku weny, to będzie się działo ;) Do zobaczenia w następnej notce, moje miłe ;D

9 komentarzy:

  1. Co tak jakoś oszczędnie? Trochę przymało jak na moją wygłodniałą osobę. Oby ta wena Ci sprzyjała, jeśli mam mieć siłę w palcach. =P
    W takim razie krótko. Sprawę sukienki z poprzedniego wpisu już Ci wytknięto, więc to sobie daruję. Tylko się pilnuj na drugi raz, żebyś po drodze nie gubiła sensu.
    Fajna rzecz z takim luźniejszym rozdziałem, akcję trzeba trochę zamrażać, żeby natłok zdarzeń nie przytłaczał. Unikasz w ten sposób chaosu, a i mózgowi czytelnika przyda się chwila odpoczynku. W niektórych przypadkach dzieje się tak automatycznie, co nie jest wcale dziwne, jeśli się zastanowić. Za to plus w każdym razie.
    Nie bardzo mi się widzi natomiast to, co dzieje się między Dominikiem a Jagodą. O ile relacja siostra-brat jest jak najbardziej na miejscu (kto nie tłukł się nigdy z rodzeństwem?), tak trochę mnie mierzi siła aluzji względem chłopaka i jego gościa. Niby faceci w większości bywają zboczeni, co jest chyba wpisane w ich naturę, a wykorzystując ten fakt, można dodać trochę humoru (u Ciebie ten aspekt jest akurat na dobrym poziomie). Miarkuj się jednak z "dziwnymi zrządzeniami losu" (jak spodziewana-niespodziewana scena romantyczna), bo robienie na siłę takich rzeczy negatywnie wpływa na jakość całości. Jak patrzę na niektóre opowiadania (wyczekiwanie na kolejny rozdział Twojego dzieła przyprawia głodem, przez co - o zgrozo! - poszukuję alternatywy i traktuję swój mózg zapychaczami), aż mnie mdli od tej wymuszonej słodyczy. Wprawdzie te Twoja koncepcja i zrobisz z nią, co Ci się podoba, ale dobrze byłoby wziąć te słowa pod uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O matko, to taka rozbudowana wypowiedź, że muszę cię zasmucić, i ze wstydem przyznać, że nie zrozumiałam... Chodzi o scenę w łazience? Tak mi się napisało, bo głowa mi to podsunęła i nie mogłam pozbyć się tej wizji. Jeszcze nawet nei wiem, czy Dominik i Jagoda będą parą, ale wydaje mi się, że nie zrobię jej tego, bo oni do siebie po prostu nie pasują. Jagoda jest sarkastyczna i uszczypliwa, a Dominik trochę natrętny, zazdrosny i byłaby za duża zbieżność cech przez co by się kłócili. Nie wiem, może dam kogoś Jagodzie, ale na pewno nie będzie to Dominik(w każdym razie na długo). A w sensie komentarza, to mogłabyś jeszcze raz, tylko takimi słowami żebym zrozumiała przekaz i mogła się w przyszłości poprawić? Pliss ^^

      Usuń
    2. Pardon. Miało ponadto wyjść krótko, a wyszło, jak wyszło. Nie mam absolutnie nic przeciwko scenie w łazience, biorąc ją jednak za przykład, jedynie przestrzegam przed nadmiernym prowokowaniem losu, gdy chcesz wpleść w opowiadanie jakiś romans. Żeby nagle nie okazało się, że, Jagoda (czy jakakolwiek inna postać, którą chcesz zeswatać) co i rusz wpada Dominikowi w ramiona. To samo tyczy się dialogów. Niech to zwyczajnie nie będzie przesłodzone. Mam nadzieję, że teraz przedstawiłam sprawę nieco jaśniej. ;)
      A właśnie! Ja tam Ci się nie wtrącam do tego, kto ma być z kim i czy w ogóle ma pojawić się jakaś miłość, bo to zależy wyłącznie od Ciebie. To Twój świat i Ty jesteś w nim kreatorem. Baw się charakterami, otoczeniem i formą. Nie musisz też postępować całkowicie racjonalnie, bo "tak wypada", "bo w rzeczywistości oni by do siebie nie pasowali". Ja nic nie narzucam, próbuję wyłącznie coś doradzić, bo widzę w Twojej pracy jakiś potencjał i miło by było, gdyby nie poszła ona na marne.

      Usuń
    3. oki, teraz zrozumiałam i postaram się stosować, choć niczego nie mogę obiecać, bo wiesz, mówił dziad do obrazu a obraz ani razu, więc.... ^^

      Usuń
  2. Ojej, nawet nie wiesz jaki banan na twarzy mi się pojawił, gdy zobaczyłam dedykację. Nie wiedziałam, że jak też potrafię kogoś zmotywować do... czegokolwiek oprócz kupowania lodów, albo bezmyślnego siedzenia przed telewizorem (do wyprawy na cmentarz o północy jeszcze mi się brata nie udało namówić :p). NAUKO PRECZ, WENO PRZYBYWAJ! :D
    Pozrdo
    Melyonen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko ;D Nie dziwię się bratu, że na cmentarz nie poszedł, też wolałabym tv i lody ^^ właśnie! precz z nauką! a wczoraj się dowiedziałam, że muszę zrobić album z gery na poferiach w poniedziałek i jeszcze lektura! Boże, umrę! Ale mam już pól rozdziału kolejnego, więc nie jest najgorzej ;)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle super opowieść! Czekam na następne!!

    Directionerka

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh! Rozdział jest genialny! Po prostu zakochałam się, chyba zaraz zemdleje xD Sorry, że tak późno, ale nie zauważyłam rozdziału! Mam nadzieję, że wena Cię nie opuści!
    Pozdrawiam z całego serca
    SM

    OdpowiedzUsuń